„Au sza la la la”, „Za dziesięć minut trzynasta”, „Zastanów się co robisz” i oczywiście słynna „Ziuta” – utwory, które w połowie lat osiemdziesiątych znała cała Polska. A wszystko zaczęło się od kaprysu Irka Dudka, któremu zamarzyło się pogranie rock’n’rollowych standardów pod pseudonimem Shakin’ Dudi…
W tamtych czasach Shakin’ Dudi był artystycznym happeningiem połączonych sił reprezentantów bluesa, punku i klasycznego rocka. Ciasne, ciemne garnitury, szpiczaste lakierki, białe koszule z wąskimi krawatami. Do tego pieszczochy i kolorowe skarpety. Czasem zamiast garnituru czarne ramoneski. Pomieszanie z poplątaniem. Na koncertach wyłącznie białe światło. I dym. Dym na scenie, dym na widowni, totalna zadyma. Wiadra wody wylewane na publiczność, Dudek skaczący po fortepianie, łamiący krzesła i stojaki mikrofonów. – Wyznawaliśmy zasadę: im gorzej, tym lepiej – wspomina Irek Dudek.
Lider zawiesił działalność zespołu u szczytu popularności. Powrócił do swojego artystycznego alter ego pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ale to był już inny Shakin’ Dudi – w bigbandowym składzie, zafascynowany neoswingiem, który cieszył się wówczas dużą popularnością w USA.
Obecnie Shakin’ Dudi występuje w składzie: Irek Dudek – śpiew, harmonijka ustna, skrzypce; Grzegorz Kapołka – gitara, Tomasz Pala – piano, Bartek Stuchlik – kontrabas, Łukasz Sosna – saksofon, Arkadiusz Skolik – perkusja.
– Dzisiaj stawiamy przede wszystkim na muzyczną jakość. Oczywiście gramy stare przeboje, dużo w nich rock’n rolla i swingu, który jest bardzo ważnym elementem w muzyce. W tym roku wymyśliłem hasło: 66/33. To zbitka mojego wieku oraz lat, które upłynęły od scenicznego debiutu Shakin’ Dudi. Nie lubię okrągłych jubileuszy, a te dwie liczby fajnie się ze sobą komponują – mówi Irek Dudek.
Czasy się zmieniają, muzyka też – ale jedna rzecz wciąż pozostaje taka sama jak trzy dekady wstecz: Shakin’ Dudi na koncertach wciąż wyznaje żelazną zasadę: zero playbacku – 100% na żywo!